Spacerowałam sobie terenami watahy. Było już po nowym roku! Czas zacząć go na nowo, pięknie żywiołowo. Wczorajsze fajerwerki były prześliczne, ale ich efekt nie trwał długo. Szkoda, abym mogła patrzeć na nie cały czas. Takie magiczne, ich świetlny pył roznosi się po niebie błyszcząc i migocząc w różnych kolorach. Właśnie szłam sobie po pięknym lesie, nużącym w kolorach bieli. Siarczyste powietrze zapierały dech w piersiach. Trwała zima. Właściwie rzecz ujmując, był to jej początek. Jeszcze styczeń z lutym będzie bardzo zimowy. Utuliłam się swoim czerwonym szaliczkiem. Chociaż jestem wilkiem, i mam ciepłe futro nie znaczy że nie można nosić ślicznie zdobiących cię rzeczy. Przeskakiwałam przez zamarźnięte kałuże na ścieżce. Raz, dwa, trzy! Była to świetna zabawa. Czasem zapominałam o bożym świecie i mogłam zachowywać się jak szczeniak bawiący się na łące. Z uśmiechem na twarzy podziwiałam krajobrazy lasu. Nad moją głową śpiewały rozbudzone wróbelki. Wesoło przeskakiwały z gałązki na gałązkę strącając z nich śnieg. Przyglądałam się nim chwilę i znowu poszłam przed siebie. Oszronione pojedyncze listki i drzewa okryte szadzią wyglądały bajecznie. Byłam w niesamowitym nastroju. Spokojne noce odpoczynku, wesoły uśmiech w trakcie dnia a to wszystko przez jedną puszystą drobinę. Mam nadzieję że nowy rok przyjdzie z entuzjazmem i da mi się poznać nowym wilkom. Tak w nieuwadze, rozmyślając o niebieskich migdałach na kogoś wpadłam.
- Upss...Przepraszam - złapałam się delikatnie za głowę i spojrzałam do góry.
Stał tam basior, basior ze szczenięcej szkoły. Nawet go znałam ale nie rozmawiałam z nim często.
- Hej, Tamorayn - uśmiechnęłam się.
- Hej, Raven nic ci nie jest? - zapytał.
- Mi, oczywiście że nie! - zaśmiałam się serdecznie.
<Tamorayn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz