piątek, 13 lutego 2015

Od Artemis'a ''Walentencje cz.1''(chętny-bardziej wadera)

- Solaris? Solaris? - zapukałem do jego pokoju.
Drzwi się uchyliły. Solaris siedział na ogromnym magicznym fioletowym korzeniu i pisał protokoły.
- Tak, młodszy bracie?- zerkał za mnie spod kartki.
- Bo dziś te walentynki i...- nie wiedziałem jak zacząć temat.
- Ty może masz kogoś specjalnego - ustałem blisko przed nim i uśmiechnąłem się szeroko, aoczy zabłyszczały.
Solaris opuścił pióro i pergamin i spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Nie, jeszcze nie - odstawił przybory i podszedł do ukrytej biblioteki zza ścianą.
Poszedł korytarzem biblioteki.
- Solaris! Jak to nie? - zniknął gdzieś w stosach ksiąg. Znalazłem go, gdy zauważyłem że jedna książka magicznym zaklęciem unosi się z półki.
- Bo, nie mam nikogo specjalnego - westchnął.
- Ach, tak - opuściłem głowę na bok z lekkim gniewem.
- A ty? Jak już się pytasz - przeglądał księgi.
- Ja? Nie wiem sam... Nie wiem czy nie jestem jeszcze za młody i nie czas na związki...- wypuściłem powietrze ustami.
- To czemu pytasz? - dalej przeglądał książkę.
- Bo...- zamknąłem oczy, potem otworzyłem jedno i zdałem sobie sprawę z tego że mnie nie słucha w ogóle.
Za pomocą magii przeteleportowałem się prosto przed niego.
- Aaa! - opuścił książkę i upadł na zadek.
- Czy mnie słuchasz?! - krzyknąłem moim ''królewskim'' głosem.
Probowałem go opanowac... To straszne. Kiedy byłem na księżycu mówiłem do siebie i nie kontrolowałem tonu czy coś. I czasem jak się wścieknę mówi z echem i strasznie głośno, co to wystraszy każdego, ale kazdy to uslyszy.
- Tak, pewnie. Tylko że czegoś akurat szukam - wyszeptał spokojnie.
- Tsa... Coś wielkiego co wszystkich uratuje przed zagłady nad światem? - zrobiłem pokerface i usiadłem na posadzce.
- Nie, coś innego - znowu wstał i odłożył książkę na miejsce.
- A tak ogólnie, pytałes o walentynki, taaa?? - powiem ci jedno. Jak jesteś zakochany...- przerwałem mu.
- MÓWIŁEM CI ŻE JESTEM ZA MŁODY - znowu powiedziałem moim potężnym głosem. Po tym zasłoniłem buzię łapą i ugięły mi się kolana.
- Dobrze, rozumiem, ale nie nad uchem - zaśmial się.
- Wiesz że nie kontroluję głosu czasem - wzniosłem się w powietrze i dosłownie unosiłem się kilka centymetrów na podłogą.
- Nie masz nic do roboty? - zapytał znowu patrząc zza księgi.
- Zostaw te porąbane książki! - wyrwałem mu ją z rąk i wzniosłem się wyżej.
- Artemis! Wracaj tu natychmiast! To ważna książka! WSZYSTKIE SĄ WAŻNE! - też podniósł się w powietrze.
- To książka...
- Moja książka - odebrał mi ją i zleciał powoli na ziemię.
- Ja nie przeszkadzam, zostań tu z książkami, zamiast spędzać walentynki - wybiegłem z jaskini.
- Ach, to slońce!- zasloniłem się skrzydłem i wszedłem w cień lasu.
Koło mnie przechodziły różne wilki i się przywitały tylko opuszczając głowę, ja też tak robiłem. Takie przywitanie napotkanych alf. Spotkałem na dróżce Ariana, który spacerował lasem.
- Jak tam dzień? - zapytałem się go.
On trochę odchylił łeb ode mnie i przymknął jedno oko.
- Czy mam wrażenie czy na mnie krzyczysz? - podniosł łapę.
- Eeee, co?
- Twój poziom głosu przypomina mi jakbyś krzyczał. Musisz poćwiczyć nad mówieniem do członków Artemisie...- i tak też odszedł.
Z zgryzieniem na twrazy odszedłem dalej. W parku było dużo serduszek przypiętych do drzew, a Livia zadbała o nowy rodzaj kwiatków, które są w kształcie serc. Do koloru do wyboru.
- A może powinienem się z kimś omówić? By nie myśleli że jestem taki zły? - myślałem.
- Wujku, ty jeszcze tutaj zanim spędzać czas w towarzystwie wybranki? - zaśmiał się ktoś.
Nagle na twarz z drzewa zeskoczył mi Lutin.
- Lut! A ty co robisz?! - zaśmiałem się.
- Trenuję, by pokazac moje piekne sztuczki na zawodach, spadam, nara!- odleciał. Chwila i zniknął.
- Naprawdę? Nawet młody wie że nikogo nie mam? - zamyśliłem się.
- A zresztą, kto by nie wiedział - wzruszyłem ramionami.
Błądziłem po watasze bez celu, patrząc na przygotowania wilków do walentynek - szczególnego dnia.
<chętny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz