Już nie czułem łap jakieś przeklęte bestie zaatakowały mnie, a ja co innego miałem do zrobienia? Albo uciekać albo walczyć, ale w tym pierwszym nie jestem najlepszy. Nogi chyba miałem pogruchotane najbardziej jak to możliwe. W głowie miałem mentlik i praktycznie wszytko dochodziło do mnie ze sporym opóźnieniem. Nawet nie szłem o swoich siłach tylko już opadający siłą żywioł. Krew czułem jak spływa mi po pysku, chyba dlatego że doczelałem się tam okropnym ran po pazurach. Powieki mi już opadały.
-Kim ty..-jedynie to usłyszałem ostatnie, bo potem już upadłem nie przytomny przed kimś. Migneła mi ostatnia pomarańczowa plama znana z czernią nocy.
***
Uziemiony przez bandaże, świetnie to brzmi nie prawda? Rozejrzałem się zmęczonym wzrokiem po jaskini. Krzątały się dwie osoby brązowy wilk i kremowy. Intęsywnie o czymś rozmawiali.
-Gdzie jestem?-spytałem zdezorientowany.
-W Wataszy Zorzy Polarnej-powiedzała jakaś osoba za mną, ale raz podeszła. Był to pomarańczowy wilk-Mów mi Jerome, a tam to Daisy i Draco. Miałeś dosyć agresywne przywitanie co?
-Miło mi. Można to tak nazwać-odrzekłem-A zapomniałbym jestem Roberto, ale mówcie mi Hardwell.
Basior uśmiechnął się kiwając głową ze zrozumiem.
-Masz tu załatwiony powrót do zdrowia, a jeśli chcesz nawet watahę-wzruszył ramionami.
-Czy to propozycja nie do odrzucania?-spytałem uśmiechając się.
-Możliwe-również się uśmiechnął.
Para wilków podeszła.
-Jak się czujesz?-spytała wadera.
-Jak po poturbowaniu, wyśmienicie-odpowiedziałem nie zmieniając tonu z wesołego.
-To świetnie. Myślałem, że już się z tego nie wykaraskasz-mruknął Draco.
<Jerome? Daisy? Draco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz