Były walentynki. Dzień zakochanych i bla, bla, bla. Jako że mam dziewczynę, muszę wymyślić coś dla Taravii. Długo się zastanawiałem, ale żadnych cudów na kiju nie potrafiłem wymyślić. Snow miał lepsze pomysły. W końcu postanowiłem zaprosić ją na najzwyklejszą w życiu randkę. Tylko jak ja mam to zrobić??? Głupie pytanie. Po prostu do niej pujdę. Poszedłem do jej pokoju i zaprosiłem ją na randke dziś wieczorem. Teraz tylko czekać, aż ten wieczór nadejdzie...
****************
Muszę zacząć zbierać rzeczy na piknik. Snow już "pofrunął" do Elise. Jeszcze chwilę pakowałem jedzenie i wyszedłem z pokoju. Zapukałem do drzwi. Otworzyła Annabeth.
-Kolejny, po swoją księżniczkę?
-Tak, jest Taravia?
-Nie mogła się ciebie doczekać. Taravia!
Moja kochana waderka pojawiła sie w drzwiach. Miała staranie wyczesane futro. Ach! Wyglądała cudownie.
-Hejka, gotowa?
-Jasne. Gdzie idziemy?
-Zobaczysz. Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję. Są walentynki. Wymagają ładnego wyglądu.
-Dobra, to choćmy.
Zaprowadziłem ją w stronę plaży, a potem na pomost przy jednym z domków na wodzie. Postawiłem koszyk i usiadłem na pomoście, tak że tylne łapy zwisały mi z niego w dół. Taravia usiadła obok mnie i przytuliła sie.
-Będziemy tak siedzieć, bez żadnego światła kiedy zajdzie słońce?
-Zająłem się tym - skupiłem się i wytworzyłem kilka światełek w kształcie serc. - Specjalnie na tą okazję się tego nauczyłem.
-Urocze.
-Właśnie, zapomniałem. Happy Valentines! - pocałowałem ją.
-Nawzajem - uśmiechnęła się
-Masz na coś ochotę?
-A co masz?
Podciągnąłem do siebie koszyk.
-Zobaczmy: jelenina, drób, słodycze, shake'i, ciastka, mięso-chrupki...
-To może po shake'u?
-Prosze bardzo.
<Taravia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz