-Nic ci nie jest?-zapytałem po raz setny.
-Nie-odparła Andrea.
Wracaliśmy do świątyni. Miałem ochotę nawrzucać Durdze, ale jednak to bogini. Szliśmy ciemnym korytarzem. Nagle Fanindra ożyła. Zasyczała cicho. O dziwo zrozumiałem ją.
-Eee... Serio?
-Co? Do kogo gadasz?-zdziwił się Kishan.
-Do Fanindry. Przymknij się-warknąłem.
-Masz magiczną moc rozmawiania z wężami?-zachichotał złośliwie mój brat.
-Co mówi? I dlaczego my jej nie rozumiemy?-przerwała mu Andrea.
-Nie wiem. To odpowiedź na drugie pytanie. A co do pierwszego.... Ostrzega nas przed tą jaskinią-wskazałem łapą pieczarę przed nami.-To jedyna droga.
-Ale...Co mówi?!-powtórzyła.
-Cytuję ,,Nie ufajcie oczom. Idźcie za głosem serca".
-Ale co to ma znaczyć?
-Coś czuję,że zaraz się dowiemy-rzuciłem.
Powoli weszliśmy do środka.
-Kishan!-krzyknęła Andrea.
Ale to nie była ona. Przynajmniej nie prawdziwa.
-Desoto! Andrea!-wrzasnęło to coś głosem Kishana.
Wtedy wybiegł klon mojego brata z przerażonym spojrzeniem,uciekając przed wielką macką.
-Rozejrzę się. Poczekajcie-powiedziałem.
Wszedłem do korytarza. Kiedy się odwróciłem były dwa i w każdym Kishan i Andrea. Brnąłem przed siebie.
-Desoto!-obok mnie pojawiła się Andrea.
Popatrzyłem na nią. Nie miała przy sobie Fanindry.
-To nie ty! Coś jest nie tak-rzuciłem.
Walnąłem ją gada. Biegłem dalej. Wtedy znów natknąłem się na waderę. Miała owoc i Fanindrę. Serce zabiło mi szybciej. Chciałem do niej podejść,ale walnąłem w niewidzialną ścianę.
-Andrea! Tu jestem!-krzyknąłem.
-Gdzie? Nie widzę cię!
Pomyślałem chwilę i odparłem:
-Spróbuj wyczuć gdzie jestem! Idź za głosem serca!
Zamknęła oczy. Zrobiłem to samo. Chodziłem kilka minut,aż trafiłem na czyjeś futro.
-To naprawdę ty?-zapytała nieufnie.
-Hmm... Nie jestem jakimś zarobaczonym widmem,jeśli o to ci chodzi.
-Co za szczęście.
-A skąd mam wiedzieć,że TO TY?-odbiłem piłeczkę.
Westchnęła i pocałowała mnie w policzek.-Nawet,jeśli to nie ty,to zadowoli mnie to co mam.
-Musimy znaleźć Kishana.
-Racja. Chociaż ja to bym go tu zostawił.
-Desoto!
-No co?-mruknąłem.
Wkrótce go znaleźliśmy. Udało nam się wydostać z pieczary. I z Kiszkindy. Dotarliśmy do świątyni Durgi.
-Jesteście! Jak się cieszę,że wam się udało! I macie złoty owoc! Cudnie! Jeszcze trzy dary! Teraz musicie udać się w góry. U was nazywają się one... Góry Zachodnie-powiedziała i mieliśmy przed sobą woskową figurę.
-Ile?! Trzy?!-krzyknął Kishan.
Po kilku godzinach zatrzymaliśmy się na najwyższym szczycie Gór. Rozbiliśmy obóz. Rano ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do jakiejś bramy. Przeszedłem przez nią pierwszy. Kishan i Andrea niepewnie weszli za mną.
-Witajcie-powiedział ktoś za nami-Jestem Faunus.
-Faunus?-zapytał Kishan.
-Tak. Coś w tym dziwnego?-zapytał Faunus.
-Nie-odparł mój brat.-Chyba-dodał cicho.
-Muszę coś wziąć!-zawołałem.-Zostawiliśmy tam namioty.
Szybko pobiegłem w miejsce,gdzie niedawno było obozowisko. Wtedy zza drzew wyszli goście w maskach. Zaczęła się bitwa. Niestety gada miał Kishan. Zamaskowani napastnicy zaczęli strzelać we mnie środkiem usypiającym. Trafili dwa razy.
-Desoto!-wrzasnęła rozpaczliwie Andrea.
Kiwnąłem głową na brata,żeby ją przytrzymał. Chciała tu biec. Nie mogłem na to pozwolić. Wiedziałem,że Kishan się nią zajmie. Napastnicy związali mnie i gdzieś zabrali. Zanim zemdlałem usłyszałem jak Andrea płacze. Zapanowała ciemność.
******************
Obudziłem się w klatce. Wstałem chwiejnie. Pomieszczenie było brudne ciemne i okropnie tu śmierdziało. Gdy oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku,dostrzegłem zarysy przedmiotów do tortur. Przełknąłem ślinę. Wiedziałem,że pojmał mnie Lokesh. Więc nie zginął,pomyślałem. Ale nie było najgorsze to,że czekają mnie tortury,ale serce. Wiem,że nie przystoi to mi,ale rozpłakałem się. Andrea i Kishan. Braciszek już zalatuje do wadery. To dla jej dobra,pomyślałem sobie. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł Lokesh.
-O, Desoto. Jak...miło cię widzieć-uśmiechnął się złowrogo.
-Czego chcesz? Z resztą i tak ci nie powiem.
-Tylko jednego. Chcę wiedzieć wszystko o tej... Andrei.
-Mhm... Już ci mówię.
-Zawsze byleś uparty.
Wziął pierwsze lepsze narzędzie. Walnął mnie z całej siły i złamał łapę. Wrzasnąłem z bólu.
<Andrea? Zrób jak zdobywają chustę.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz